wtorek, 28 października 2008

Dziś tu, jutro tam...

Zdumiewającym jest fakt, że jako domator, człowiek lubiący pewną stabilizację, w przeciągu ostatnich dziesięciu lat przeprowadzałem się sześciokrotnie. Mieszkałem rok w okolicach Leszna, rok w Poznaniu i dwa lata w Krakowie, nie licząc wieloletniej przygody ze Szczecinem, która z przerwami trwa po dzień dzisiejszy. Uwielbiam Szczecin i to właśnie jest moje miasto, do którego dotąd zawsze wracałem. Jednak to nie jest przedmiotem moich rozważań. Zastanawiam mnie właściwie rozbieżność między moją stabilną w miarę naturą, a odważnymi i zdecydowanymi decyzjami. W założeniach Kraków miał być już moim portem docelowym, gdzie sądziłem, że zacumuję na stałe. Niestety, nie wyszło, nie zaklimatyzowałem się, a Kraków nie spełnił moich oczekiwań i nie wpasowałem się w królewskie salony krakusów. Nie oznacza to, że nie poznałem wartościowych ludzi, bo bym skłamał, ale wszyscy Ci cudowni ludzie są napływowymi krakusami tak jak ja byłem z różnych części Polski.
Każdy człowiek szuka swojego miejsca na ziemi, każdy chce być szczęśliwy, większość ludzi szuka pokoju serca, miłości, stabilizacji. Myślę, że właśnie te potrzeby pozwalają nam zrzucić kajdany, pokonać wewnętrzne ograniczenia, determinują, powodują, że podejmujemy spontaniczne, szalone, odważne, czy nawet rzutujące na całe życie decyzje, właśnie tak jak ja. Niestety nasz kraj pod względem tolerancji i akceptacji jest jeszcze wiele lat za liberalną Europą zachodnią, mohery potrafią zatruć życie niejednemu człowiekowi i są w swoim działaniu fanatyczni, napędzani przez chorego psychicznie Rydzyka. Moi rodzice, jako pokolenie lat pięćdziesiątych są stereotypowi i trudno reformowalni, dlatego nie zdecydowałem się im powiedzieć o mojej orientacji, ale wolałem wyjechać na drugi koniec Polski, żeby niezależnie, bez ich ingerencji w moje życie spróbować ułożyć je sobie. Jednak kiedy oni wyprowadzili się rok temu na prowincję, a ja budząc się pewnego dnia stwierdziłem, że moi przyjaciele mieszkają 700 km ode mnie, ludzie na których mogę liczyć w każdej sytuacji, to nie mogłem zrobić nic innego, jak wrócić do cudownych i bliskich mi ludzi, co uważam za jedną z najlepszych decyzji w moim życiu.
Mimo pewnego mojego wygodnictwa, męskiej próżności i minimalizmu doszedłem do pewnego wniosku. Otóż uważam, że nie jest ważne, gdzie się mieszka, bez względu na to, czy jest to Gdańsk, Kraków, Warszawa, Kozia Wólka, czy Szczecin, ale tak naprawdę ważne jest żeby być szczęśliwym, by odnaleźć siebie, by żyć w zgodzie z samym sobą, w pokoju serca, by żyć pośród przyjaciół i dobrych ludzi! To w zasadzie prawie szczyt moich marzeń. Dodałbym jeszcze tylko faceta i wzajemną miłość. Po raz wtóry zamieszkałem w Szczecinie, planuję lada dzień zakup mieszkania i mam wielką nadzieję, że to jest właśnie mój port docelowy. Nauczony życiowym doświadczeniem nie składam już życiowych deklaracji, a chcę zobaczyć, co przyniesie mi życie... Nie boję się kolejnych życiowych zmian, pod warunkiem że będę ich pewien, że będzie warto. Coprawda do końca nie można być pewnym niczego, jednak moja intuicja niezwykle rzadko mnie zawodzi. Wraz z upływem czasu jestem coraz większym asekurantem, przeistaczającym się z literackiego romantyka w pozytywistę. Wiem, że mam w Szczecinie cudownych i bezcennych dla mnie przyjaciół, na których mogę liczyć, którzy mnie zaakceptowali takim jakim jestem, którzy nie pozwalają mi na samotność, którzy ubogacają mnie różnorodnością osobowości i moje życie różnymi koncepcjami na spędzanie wolnego czasu. Po tym opisie może komuś wydawać się, że to herosi, ale to tacy sami ludzie jak Ty i ja. Kocham Was. Dopiero po blisko trzydziestu latach po raz wtóry, ale bardzo dobitnie poznałem moc przyjaźni, może w końcu dojrzałem do bycia przyjacielem.
Podsumowując uważam, że nie ważne jest miejsce, ale my sami, nasze szczęście, poczucie bezpieczeństwa i ludzie jakimi się otaczamy. Miejsce można zmieniać wielokrotnie, ale zawsze i prędzej, czy później wraca się w jedno i to samo!

Brak komentarzy: