wtorek, 25 listopada 2008

Jesienne wariacje...

Kolorowy początek jesieni rozpoczyna okres przytłumienia zimowego, letargu.
Kolorowe i mieniące się w słońcu liście, przygasła już przyroda, zwierzęta układające się do zimowego snu, bardzo nastrojowe, refleksyjne i trochę przygnębiające Wszystkich Świętych, reklamy bożonarodzeniowe w marketach wyprzedzające o miesiąc właściwe święta i w końcu przeklęte przesilenie jesienno-zimowe.
Z drugiej zaś strony miasto wypełnia się tysiącami niewyżytych studentów, co kilka lat długie weekendy, fotogeniczne krajobrazy, zbiory owoców i mój ulubiony sad.
Chyba nie tylko jesień, ale całe nasze życie to jeden, w miarę symetryczny wykres z mniej licznymi, niż wiosną wzlotami i częstszymi upadkami, przeplatanymi depresjogennymi chwilami...

Nie...stabilizacja

Niemoc, niewiedza, nieznane, niepokój, niesmak, smutek...

Znowu noc...

Kilka dni temu mój facet niefacet zarzucił mi, że kilka moich tekstów zaczyna się, bądź też jest nieodłącznie związanych z nocą. Teraz też jest noc... Nic według mnie nadzwyczajnego. To moja ulubiona pora, i gdybym mógł, to byłaby to pora mojego funkcjonowania, ale niestety praca i obowiązki mnie ograniczają.
Rozpoczynając, czy pisząc na kolejny temat, tudzież kontynuując już powstały postaram się pamiętać o uwagach mojego faceta niefaceta, postaram się z czasem odrobinę skorygować kilka z tych tekstów.
Dziękuję z góry za każdą konstruktywną uwagę, radę, spostrzeżenie, czy sugestię :)
Mimo iż jest to konto, na którym staram się, by pojawiały się różne formy literackie i bliżej nieokreślone, nieodłącznie związane z moim życie, z życiem publicznym, to też chcę dzielić się swoimi przemyśleniami, spostrzeżeniami, uwagami, żalami, smutkami, doświadczeniami, itp. itd.

czwartek, 20 listopada 2008

Nocnik

Bynajmniej nie mam na myśli kubełka do załatwiania potrzeb fizjologicznych dzieci, czy staruszków.
Nocnik - człowiek funkcjonujący w nocy, sowa, czytaj - ja!
Wszystkie posty dotąd tu zamieszczone, które osobiście lubię, zostały właśnie napisane w samym środku nocy, kiedy dokoła panuje cisza, kiedy inni śpią, a mnie rozpiera energia i czuję wielką potrzebę ubrania moich myśli w słowa.
Nocnik to ja, a noc, to mój dzień...

A kiedy przyjdzie także po mnie...

"To będę jasny i gotowy".
Dziś usłyszałem od mojego faceta pytanie, co bym zrobił, gdyby całą ziemię zniszczył potężny meteoryt?
Odpowiedziałem, że jako człowiek wierzący chciałbym się tylko spotkać z Bogiem!
Kontynuując zapytał mnie jeszcze, co bym Bogu powiedział?
Odpowiedziałem, że wierzę w to, że moja rozmowa z Bogiem nigdy się nie skończy...


Pomijam tu kwestię kościołów, podziałów religijnych, czy instytucji. To po prostu moja osobista i indywidualna ralacja ze Stwórcą, a osobom trzecim nic do tego...!

Odejść od stolika, póki się wygrywa...

Życie to jedna wielka gra, złożona z mniejszych gierek - bezsprzeczne!
Gramy innych, niż w rzeczywistości jesteśmy, blefujemy, stwarzamy pozory, unikamy okazywania uczuć, emocji, a wszystko to po to, żeby wygrać, wygrać ideały, które uroiliśmy sobie w głowie. Ale czy jesteśmy szczęśliwi? Czy to jest droga, którą chcemy iść całe życie? Czy wystarczy nam na to sił? Czy dzięki takiemu spektaklowi żyjemy pełnią życia?
Nawet związki, które powinny być oazą pokoju, szczęścia i miłości na każdym kroku jest uprawiana polityka, rozgrywane są spektakle i nieodłącznym elementem jest przygotowywanie coraz to nowych strategii, żeby osiągnąć kolejny cel. Cele są różne; jedne szczytne i górnolotne, a inne przyziemne i błahe.
Czy nie mniej kosztuje bycie sobą?

poniedziałek, 17 listopada 2008

Pneuma


"Wiatr wieje tam, gdzie chce i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża."
Wietrze, huraganie, trąbo powietrzna zaprowadźcie mnie do krainy wiecznej szczęśliwości, do krainy wiecznego spokoju, do krainy z moich marzeń...

Wiadomość transcendencyjna...

Przeczucie, wiara, gwiazdy, horoskopy, przesądy, wierzenia... Każdy w kogoś lub w coś wierzy... Ja z wielkim przekonaniem wierzę w Boga i jak już kiedyś wspomniałem w jednym z pierwszych zapisów, jestem rzymskim katolikiem! Odkąd pamiętam, to nic nie zmieniło się w tej materii, bo dla mnie to najlepsza droga. Jednak ostatnio, kiedy poznałem mojego faceta niefaceta coś mnie podkusiło, żeby spojrzeć w swój horoskop, żeby sprawdzić w internecie swój i mojego faceta znak zodiaku. Zdumiało mnie jedno - charakterystyka mojego znaku zodiaku - raka, która okazała się bardzo trafną. Połączenie naszych zodiaków też przerosło moje oczekiwania, bo okazało się być pozytywnym. Pojawił się dylemat... W kogo/w co wierzyć? Czy można pogodzić wiarę z zodiakiem? Jaki wyjaśnić aż takie podobieństwo mojego znaku zodiakalnego do mojej natury i osobowości? Co na to wszystko Bóg?

Dni których nie znamy...?



"...ważnych jest kilka tych chwil, tych, na które czekamy."
Kim jestem? Jakim jestem człowiekiem? Jakim byłem i jakim będę? Kim będę?
Istny "Korowód" Grechuty.
Bo Życie to jedno wielkie pytanie, jedna wielka niewiadoma, lęk o przyszłość, o następny dzień, to ciekawość nowego... to pragnienie akceptacji, MIŁOŚCI i bezpieczeństwa. Miotamy się między nie zawsze optymistyczną teraźniejszością i twardą rzeczywistością, a naszymi pragnieniami, marzeniami i oczekiwaniami.
Czy kiedyś zakończy się ten dysonans?
...?
To zupełnie jakby o mnie, a może też o Tobie...

czwartek, 13 listopada 2008

Inny słowik


Zegar pokazuje mi 3.20. Moja ulubiona pora - NOC. Na stole pali się świeca zmieniająca kolory - prezent, z głośników dobywa się muzyka, chyba śpiewa Kasia Kowalska, któryś z sąsiadów jak co noc chrapie, okno lekko uchylone. To mój czas, moja pora i moje pisanie.
Wyłączyłem radio i zatopiłem się w ciszy... Znowu błogostan... Za oknem śpiewa słowik - niebywałe. W środku nocy, w połowie listopada... Chyba jego zegar bilogiczny zaszwankował, to nie jego czas... Chyba że walczy o tolerancję i jest niestereotypowy... Już go lubię!

Czarniejące banany



Słowo banan budzi dziś wiele skojarzeń i dwuznaczności :) Cóż, każdy lubi coś innego hehe. Na moim stole właśnie leżą w misce dwa czarniejące banany. Wielu ludzi nie chce już takich jeść, a ja celowo je trzymam w domowej temperaturze, żeby dojrzały, bo wtedy są słodkie i soczyste. Raj dla mojego podniebienia! Tylko takie banany jadam.
Znane polskie powiedzenie mówi, że jeden lubi córkę, a drugi teściową. Coś w tym jest! Analogicznie wychodzi na to, że ja wolę teścia hehe. Korzystając z hiperboli napiszę, że nie jestem nekrofilem, ale też nie jestem pedofilem. Czarniejące banany nie muszą smakować każdemu, tak samo nie każdy człowiek musi być szablonowy i nie musi lubić tego, co ogół społeczeństwa i co zostało zaakceptowane jako norma.
Niejaki kaczor bliźniak o nicku "prezydent" ostatnio powiedział, że nie ma nic przeciwko gejom, ale... Argumentował swoje "ale" normami społecznymi, powszechną akceptacją, itd. Ciekawe. Zastanawia mnie w takim razie co sądzi o podstarzałych bananach...? Ile razy takie jadł, zwłaszcza w czasach komuny i pustek na półkach sklepowych, no i jak mu smakowały? Są smaczne, mimo wątpliwego wyglądu nieszkodliwe, sycące i dostarczające organizmowi kilka ważnych do prawidłowego funkcjonowania składników, tylko nieciekawie wyglądają. Trochę to dla mnie jest pokwakane, przegiertychowane i przekombinowane. Żeby tego było mało, to niestety większość polskiej społeczności myśli podobnie jak nasz głupio kwakający i niestety demokratycznie wybrany przywódca. Ciekawe ile spośród podzielających opinię kaczora bliźniak jada podstarzałe banany i nimi się zajada...? Mój kumpel z akademika dla przykładu kupował takie banany na Turzynie, gasił światło i zachwycał się ich smakiem, nie patrząc na nie. Sery też cuchną, ale większość je smakowicie zajada... a murzyn będzie prezydentem największego mocarstwa świat.
Pierwszego bana już zjadłem. Rewelacja! :)

Lepiej przeżyć, niż żałować!

Nie żałuję w życiu niczego, poza niesłusznie zadanymi ranami innym ludziom; żadnych decyzji, przeprowadzek, związków, rozstań, czy poszczególnych etapów mojego życia. Nie wiem, kiedy utożsamiłem się z maksymą, że lepiej jest coś w życiu przeżyć, niż żałować, że się czegoś nie przeżyło, ani gdzie ją po raz pierwszy usłyszałem. Dostałem przez nią nieraz po tyłku, ryzykowałem i byłem raniony, a mimo to nie żałuję! Z błędów wyciągnąłem wnioski, do pięknych chwil zawsze mogę wrócić i nikt mi nie odbierze bogactwa doświadczeń tych niespełna trzydziestu lat.
Obecnie jestem na etapie poznawania nowego faceta, jeszcze słabo mi znanego, powoli angażuję się, inwestuję swój czas, emocje, uczucia, zaczynam dzielić się ciałem. W pierwszych dniach tej znajomości podjąłem decyzję o tym, że będę bardzo powściągliwy i ostrożny, że będę starał się na tyle, na ile to możliwe trzymał emocje na wodzy. Jednak po kilku dniach, wysłuchaniu mojego dobrego ducha - Joli i przemyśleniu sobie wcześniejszej decyzji zmieniłem zdanie, stwierdziłem, że nie będę siebie pozbawiał możliwości zbudowania czegoś, nie wiedząc, czy w ogóle cokolwiek z tego będzie. Uznałem, że pozwolę sobie na luksus bycia sobą, że będę reagował na bieżąco na rozwój wydarzeń, nowych relacji. Wiedziałem i teraz jeszcze bardziej jestem o tym przekonany, że więcej na tym zyskam, nawet jeśli będą jakiekolwiek straty. A jeśli to miłość mojego życia, a jeśli to ten właściwy facet... Tego nie wiem, ale nie pozbawię się szansy przekonania o tym. Jego też przekonałem do tego, że BEZ RYZYKA NIE MA WYGRANYCH!

poniedziałek, 10 listopada 2008

Sos musztardowy

Najlepsze śledzie robi Lisner, nawet kiedy są to partie dla Biedronki. Jednak kupiłem, w ramach moich licznych eksperymentów śledzie w sosie musztardowym firmy Nautica w Lidlu. Pychota. Koszt niewielki, a ile rozkoszy dla podniebienia. Znacznie tańsze od Lisnera!
De gustibus non disputandum est. Znane łacińskie powiedzenie, które mówi, że o gustach się nie dyskutuje. Racja! W pełni się z tym zgadzam! Czasem jednak zdarza mi się szufladkować, przedwcześnie oceniać i nawet uprzedzać się do niektórych ludzi, postaw, programów, filmów i spotkań. Fakt, że oceniamy innych, szufladkujemy ich jest chyba gdzieś wpisany w naturę człowieka. Sztuka jednak polaga na tym, by brać ludzi takimi, jakimi rzeczywiście są. Czy ja się kiedyś tego nauczę...? Oby!
Gdybym pozostał tylko przy Lisnerze, to też bym stracił. Nie spróbowałbym Nautica'i
Szablony prowadzą do ograniczeń. Plotki pozbawiają nas możliwości poznania drugiego człowieka. Oby po raz ostatni! Obym nie dał się wciągnąć w ten wiejski zwyczaj!
Żyć, być, poznawać, samemu doświadczać, nawet śledzi w sosie musztardowym. To jest właśnie wolność pozbawiona ograniczeń i uprzedzeń! Pomyśleć, że śledzie to tylko wstęp do naszego sposobu postrzegania... A gdzie jest w tym sos musztardowy...?
Czas spać, słowiki wstają :)

Kolejny raz

Kolejny, czyli niezwiązany w żaden sposób z koleją. Odzywa się jak codzień o tej porze moja sowa i uświadamia mi, że nadeszła moja pora, że zaczynam normalnie funkcjonować i zostały uruchomione najbardziej wydajne funkcje mózgu. Jak ja się cieszę. To wieczór. To noc.
Kiedyś wyczytałem, że ludzie dzielą się ze względu na porę fukncjonowania, czy wydajności na sowę i słowika. Sowa to człowiek funkcjonujący wieczorem i w nocy i wtedy też jest najbardziej wydajny, zaś słowik to typ budzący się, kiedy sowa zasypia.
Kolejny raz... czyli dzień jak co dzień. Życie od budzika do końca ramówki TVP z czasów schyłku komuny. Uwielbiam Cię moja sowo!

Tylko nie ranek...

Jest wieczór, mimo ogromnej pustki w sercu, pomimo odejścia mojego faceta i smutku czuję się pewnie. To moja pora, nareszcie nadeszła i tak bardzo chciałbym, by trwała wiecznie. SDM mi wyśpiewuje, że jest czwarta nad ranem i że liczą, że sen przyjdzie, że kogoś odwiedzi. Ja nie chcę snu, ja się go boję! Poproszę kolejną lampkę wina, może ona mnie ukoi, wyciszy smutek, odda utracony sen, naprawi to co złe. I znowu złudzenie, i znowu wino zamracza i znowu jestem pijany, głupio pijany. Na trzeźwo myśli się lepiej, na trzeźwo można porachować zyski i straty i można jakoś żyć. Już piąta. Boże, za dwie godziny muszę wstać do pracy. Zwycięża rozsądek. Sen przychodzi tak szybko jak piorun, sam nie wiem kiedy.
Dzwoni znienawidzony budzik, porywam się, by chama wyłączyć, przestawić. Nieważne, ważne jest by nie nastał nowy dzień, bo co on może przynieść mi dobrego... Znowu się nie wyspałem, ale w końcu wstać trzeba i zarobić na jakiś łach,i coś do zjedzenia.
Po co ja szedłem spać?... Po co wstawałem?...

List zakochanego ...

Noc, mój czas, czas miłości, czas myślenia, czas bycia. Siedzę sobie wygodnie w fotelu, na stoliku palą się purpurowe świece, z głośników płyną błogie dźwięki, błogostan. Moje myśli, ja i moja wyobraźnia rozbudzona do granic możliwości. Dochodzi już czwarta, ale sen jest mi obcy. Jesteś TY, nadal czuję Twój zapach, czuję Twój dotyk. Oczy mam zamknięte, jestem sam, sam w pustym pokoju, sam i nie sam. Nawet jak Ciebie nie ma, to jesteś, jesteś we mnie, w moim sercu, myślach wyobraźni i jesteś najważniejszy. Serce bije szybciej niż zwykle. Nawet tęsknota jest przyjemna... To jest szczęście, to jest stan zakochania, to jest moja prywatna sielanka. Niech rzeczywistość nie odważy się jej zepsuć. O jak bardzo chciałbym się w tym, w Tobie zatracić, nie myśląc o zyskach i stratach, nie myśląc o przyziemności. Po prostu być i żebyś Ty był, na zawsze był...